Dziękuję…

tytulowa-dziekuje

Już za niespełna tydzień swoje święto będą obchodzili nasi dziadkowie. Babcia i Dziadek to bardzo ważne osoby w życiu każdego dziecka, dlatego zasługują na  wiele ciepła, radości i miłości!

„Niedaleko naszego domu mieszkała babcia w szarym, starym i bardzo zniszczonym upływem lat domu, z zapadającym się dachem. Ten dom skrywał wiele tajemnic, wiele przedmiotów zniszczonych czasem i przykrytych kurzem. Uwielbiałam odkrywać te ukryte skarby, które dla dorosłych były zwykłymi, do niczego nienadającymi się rupieciami. Dom pomimo upływu czasu posiadał wiele zalet. Był cichy, suchy i widny. Każdy pokój łączył się z innym lub też tworzył zamkniętą całość. Sprzętów było niewiele, odpowiednia ilość  starych, rozwalających się szaf, wysłużonych wersalek, bladych luster, sztucznych kwiatów w wazonach oraz okropnych, wypłowiałych obrazów.  Były to głównie kiepskie reprodukcje największych mistrzów oraz przedziwne wizerunki świętej rodziny.

Kredens zajmujący całą powierzchnię wstrętnej ściany pokoju dziennego, budził poczucie pewności, że nic w nim nie zginie. Łóżko dawało wrażenie miłego, zasłużonego odpoczynku. Krzesła wyglądały na solidne, nie było żadnej obawy, aby na nich wygodnie usiąść. Ściany pokryte tapetami o dziwnej fakturze i o dmuchanych wzorach trochę odpychały swoim wyglądem. Nie pasowały zupełnie do całokształtu wystroju mieszkania. Na środku salonu stał wiklinowy fotel bujany, z przygotowaną zawsze niewielką poduszką pod siedzenie, w którym można było wygodnie się rozłożyć i marzyć.  Jednak w tym domu było miejsce niemalże magiczne. Tym miejscem była pracownia krawiecka dziadka nafaszerowana fachowymi akcesoriami.  Lubiłam tam przebywać. Wszystko wydawało mi się fascynujące, przedziwne i piękne. Znajdowały się tam kilometry materiałów o różnych fakturach, kolorach i wzorach. Guziki, które można było liczyć tonami. Kolorowe, błyszczące o bogatej kolorystyce. Błękitne, seledynowe, odcienie czerwieni, ochry i beżów. O różnorodnej temperaturze i nasyceniu zabarwienia.

Jednakże najwspanialszym przedmiotem tam znajdującym się była maszyna do szycia. Maszyna, w której zatrzymał się czas i zatrzymana została dusza. Dziadek podczas pracy nieruchomiał w skupieniu. Bywało, ze cale dnie przesiedział przy mosiężnych, ciężkich, kutych nogach maszyny, przesuwając wielkie płaty ciężkiego materiału i starannie zakładając coraz to nowe szpule nici. Maszyna mimo swojego wieku pracowała doskonale, cicho i szybko. Gdy noc go zastawała milcząca i głucha kończył swoja prace, aby o świcie ponownie przejść do swojej pracowni i oddać się skrytej, skupionej pracy. Ruchy dziadka były smukłe i zgrabne, z łatwością przesuwał kupę jedwabiu i sukna, wycinał odpowiednie kawałki materiału szczękającymi nożycami. Dookoła niego rosła górka odpadów, różnokolorowych szmatek i strzępów. Pamiętam jego przyprószoną siwizną i zmarszczkami twarz z oczami pełnymi ciepła i miłości, skąpaną w świetle dymiącej lampy z ogromnym cieniem rzucanym na ścianę.

Oddalona od domu dziadków o parę kroków, malutka i ciasna piwnica, przypominająca chatkę dla krasnoludków. Usypana z ziemi z malutkimi drzwiczkami, przez które żeby wejść trzeba było się schylić. Wnętrze było małe, ciemne z widoczną na ścianach pleśnią,  W środku charakterystyczny zapach wilgoci. Wnętrze było pełne starych skrzyń wypełnionych różnymi przedmiotami.  Pośród starych, pożółkłych szmat i zakurzonych gałganów znajdowały się półki zastawione lśniącymi, wyczyszczonymi słoikami i butelkami wypełnionymi po brzegi smakowitymi przetworami. Niektóre z szuflad wydawały się od lat nietknięte. Chętnie je otwierałam. Były tam paciorki, kamyki, lustra, stare zabawki i guziki. Miałam tam swoje ulubione przedmioty. Jedne z nich to ogromne, ciężkie, czerwone korale, które babcia wyciągała dla mnie do zabawy. Babcina piwnica była pełna nieznanych odkryć. (…)

Właściwie to mam dwie babcie. Przyjazd do drugiej z nich był istną wyprawą. Jechało się długo, drogą równą niczym pas startowy. Krajobraz miejscowości, w której mieszkała różnił się od tego, który mnie otaczał. Wychodząc na ulice, wokół obiegała szarość miasta. Dookoła ulic rozpinały się brunatne, kwadratowe lub też prostokątne bloki mieszkalne. Wyglądem bardziej przypominały baraki budowlane niż domy, gdzie mieszkali ludzie. Ulice były głuche i puste, jakby uśpione. Od czasu do czasu na ulicy pojawiał się jakiś przechodzień obładowany siatkami z zakupami lub też wyprowadzający swojego psa. Bywało, że przed blokiem bawiły się dzieci. Ale w rzeczywistości nie było tam miejsca na zabawę. Na pustym placu znajdował się zaledwie jeden trzepak. Właśnie na nim gromadka dzieci urządzała sobie zabawy.

Lubiłam chodzić z babcią na zakupy do pobliskich, osiedlowych sklepów. Mijałyśmy wówczas wielkie i ciężkie kwadraty, bruku zazwyczaj szare bądź bladoróżowe. Ogromna ilość sklepów skumulowanych blisko obok siebie. Ich wystawy w łagodnym świetle dnia wyglądały jak wielkie martwe natury, zachwycały swoim bogactwem, przepychem ale też elegancją. Sprzedawcy układali je w taki sposób, aby zwracały uwagę przechodniów najmodniejszymi towarami czy też samym pięknym ułożeniem, zestawieniem kolorów i faktur. Przeważnie znajdowały się tam zastawy stołowe, albumy na zdjęcia, wachlarze, parasole, niezliczone ilości drobnych i eleganckich przedmiotów. Bywały takie, które napełnione były krawatami, rękawiczkami czy kaloszami. Jeszcze inne zastawione zabawkami, często ruchomymi, porcelanowymi lalkami w pięknych sukienkach albo nakręcanymi pajacykami. Wchodziłam niekiedy do takich sklepów, a twarz promieniała z zachwytu. Ilość znajdujących się tam rzeczy najpierw wypełniała odbiorcę dezaprobatą, aby kolejno ten przepych powodował silny ból głowy. Witryny sklepowe bywały jednymi z kolorowych, wesołych i radosnych części betonowego miasta. Jeszcze nigdy dotąd przedmioty nie budziły we mnie gorączki poznania, dotknięcia i posmakowania.

Mieszkanie babci było malutkie, powiedziałabym, że bardzo ciasne. Aż dziwne, że było w stanie pomieści tylu ludzi. Główny pokój urządzony dosyć tandetnie, czarne meble, na które bezustannie osiadał kurz, w rogu sztuczna zielona palma. Na szafie znajdowała się wypchana, liniejąca ze starości sowa, która gapiła się swoimi kurzymi ślepkami. Podłoga skrzypiąca, wiele przeszła. Na niej rozłożony okropny pomarańczobo-buro-brunatny dywan z czarnymi jeleniami na rykowisku. Na kredensie rytmicznie, w jednej linii poukładane różne cacka – perłowe muszle, porcelanowe kotki, wazony ze sztucznymi kwiatami i pozytywka. Nakręcałam ją i wsłuchując się w rozbrzmiewającą wesołą melodię obserwowałam baletnicę obracającą się w tak muzyki. Baletnica była smukła i szczupła, ubrana w króciutką spódniczkę. Dłonie jej sklepione na głową układały się w łuk. To grające pudełeczko było jedną z niewielu rozrywek podczas pobytu u babci.

W drugim zaś niewielkim pokoiku o tapecie błyszczącej w kolorze cukierkowego różu znajdowała się rozkładana kanapa. Łóżko zbudowane z klocków, bloków materiału wypchanego w środku jakimś tworzywem sztucznym. Właśnie te materiałowe bloki służyły mi do zabawy. Rozkładałam kanapę na czynniki pierwsze, ogałacałam ze swojego pierwotnego kształtu i burzyłam jej harmonię, niszcząc tym samym przeznaczenie. Wraz z siostrą tuż przed snem budowałyśmy zamki, twierdze, domy i sklepy. Wyobrażałyśmy sobie budowle najdziwniejsze i najpiękniejsze. Innym razem zabudowywałyśmy się dookoła, zostawiając niewielkie okienko, aby do środka mogła wpaść maleńka smużka światła. Chichotałyśmy przy tym i opowiadałyśmy przeróżne historie. Zmęczone zabawą, figlami i wygłupami zasypiałyśmy na porozrzucanych chaotycznie na podłodze blokach z materiału. (…) [1]

Pamiętam doskonale, że jako mała dziewczynka rysowałam laurki dla swoich dziadków i sprawiało mi to ogromną radość. Dzisiaj chociaż nie ma ich już ze mną, to pozostaną we wspomnieniach, które są najważniejszym i jedynym śladem po tym co kiedyś było i na zawsze już będą częścią mojej historii.

Oczywiście, boli mnie to, że nie będę już nigdy tą małą Małgosią, która zawsze mogła się wypłakać w fartuch Babci. Nie będę miała okazji już usiąść z Dziadkiem na ławce przed domem i porozmawiać przy kubku gorącego kakao…

Nie miej jednak, z tej okazji przygotowałam kartki, do wydrukowania oraz wypełnienia najserdeczniejszymi życzeniami! Dziadkowie… wszystko co robią, zawsze robią z myślą o swoich wnukach.

[1] Małgorzata Różycka, Wspomnienia – Codzienność

dla-babciinvitation-card22

kartka-dla-dziadka

pobierz

KARTKA DLA BABCI, KARTKA DLA DZIADKA

Możesz z nich korzystać tylko dla użytku własnego. Będzie mi miło, jeśli pokażesz je swoim znajomym i bliskim. Kartki zostały przygotowane w wysokiej jakości druku i dostosowany do formatu A4.

Jeżeli podobają Ci się grafiki  mojego autorstwa i je pobierasz do wydrukowania, będzie mi niezwykle przyjemnie jeśli polubisz stronę Depth of souls na Facebooku.

.

Love,

Małgorzata