Znaczenie przedmiotów

tytulowa36

Bardzo często zadawałam sobie pytanie, dlaczego właśnie prawie nikt na świecie nie zwraca uwagi na świat, który go otacza, bogactwo kształtów, kolorów czy faktur. Dlaczego nikt nie poświęca swojego czasu przedmiotom używanym każdego dnia. Dlaczego nikt nie zatrzyma się na chwilę, aby pomyśleć, że to co dzisiaj jest dla nas standardowym wyposażeniem, zwykłą rzeczą, kiedyś było fenomenalnym odkryciem, istną rewolucją.

Miłości do piękna otaczającego świata, w tym wszelkich dóbr materialnych, zawdzięczam swojej matce. To ona od najwcześniejszych lat pokazywała mi świat oraz to w jaki sposób dostrzec piękno w każdej, nawet najbardziej banalnej rzeczy. Dzięki niej odziedziczyłam również dużą wrażliwość oraz poczucie estetyki. Dorastałam pośród przedmiotów, książek, naczyń, zaprzyjaźniając się z ich obecnością.

Myślę, że każdy przedmiot jaki istnieje nie gubi się w czasie, bywa tylko, że zmienia swojego właściciela, a on nadaje mu nową historię. Bardzo szybko przywiązuję się do każdej z rzeczy, można powiedzieć, że zaprzyjaźniam się z nimi, przecież spędzamy ze sobą mnóstwo czasu. Ich los nie jest mi obojętny, interesuje mnie historia w jaki sposób powstały, z jakiego tworzywa zostały wykonane oraz to jaka była ich pierwotna forma i zastosowanie.

Lubię kiedy za oknem zapada zmierzch, a miasto staje się senne. Siadam na balkonie okryta polarowym kocem i rozmyślam. Nocą ulice i place są puste, tylko czasami z bramy wyłoni się jakaś zbłąkana w mroku dusza. Miasto staje się wyjątkowe, całkowicie osamotnione i melancholijne, co jeszcze bardziej skłania do myślenia. Myślę wtedy o otaczającym mnie świecie, o mijających mnie na ulicy ludziach o nieznanych mi twarzach. Najczęściej powracam myślami do wydarzeń dawnych i trudnych dla mnie wspomnień. Pamiętam dzień kiedy odszedł mój ojciec, nie potrzebował mnie. To był chłodny, jesienny wieczór, pamiętam, że długo wtedy padało, a ja siedziałam w kuchni z matką przy stole i płakałyśmy. Matka oglądała zdjęcia, wspominała… Zabrał wszystko.  Po dwudziestu pięciu latach wspólnego pożycia małżeńskiego nie zostawił matce niczego. Sama nie posiadam żadnej rzeczy znajdującej się w domu rodzinnym, nie mam najmniejszej pamiątki. Pamiętam wszystko, każdy najdrobniejszy szczegół – lśnienie blatu kuchennego, przyjemny chłód porcelany czy zmysłowe kształty kryształowego żyrandola. Tak, to był piękny dom, urządzony z ogromnym wyczuciem kolorystycznym, elegancją i klasą.

Z blaskiem w oczach, z nadzieją w sercu, patrzę na opustoszałe nocne ulice, czekając z nieustającą nadzieją na jego przebudzenie, w którym wszystko ponownie obleje ulotna akwarela barw, świat wstanie do życia. Stawiam sobie pytania dotyczące egzystencji, dotyczące tego gdzie to wszystko miało swój początek i w jaki sposób się skończy. Innym razem są to pytania trywialne, bardzo proste, na które i tak nie znam odpowiedzi.

Jakie to ogromne szczęście móc beztrosko siedzieć w chłodny wieczór z filiżanką herbaty na kolanach i cieszyć się smakiem aromatycznego napoju. Jako osoba obdarzona dużą wrażliwością zdaje sobie sprawę, iż w rzeczywistości to nie jest takie proste, jakby się mogło wydawać.  Dochodzą do mnie myśli, że musiała to być bardzo ciężka praca w żarze palącego słońca, zbierać kolejno liście herbaty. Albo jak dużo czasu potrzebował człowiek, aby nauczyć się wytwarzać naczynia i następnie kolejnych wielu lat, aby opanować obróbkę materiału, z którego zostały wykonane.

Obecnie przedmioty są znane wszystkim, nie znam nikogo, kto by z nich nie korzystał w codziennych sytuacjach. Osobiście bardzo trudno jest mi sobie wyobrazić życie bez nich. Dlatego też, warto zastanowić się jaką długą drogę przebył człowiek, aby wytworzyć wszystko to, co posiadamy współcześnie. Był to bezmiar pracy intelektualnej, ale również i pracy fizycznej. To zadziwiające w jaki sposób człowiek prehistoryczny, wykorzystywał wszelkie dobra natury – kamienie, drewno, owoce, liście, aby pomimo braku specjalistycznych narzędzie wytworzyć dla siebie potrzebne naczynia ułatwiające funkcjonowanie.

Już w okresie neolitu i brązu, w momencie kiedy człowiek dysponował już życiem osiadłym, hodował zwierzęta i uprawiał ziemię, kolejny etap jego rozwoju stanowiła potrzeba wyrabiania naczyń z ceramiki. Potrzeba ta zapoczątkowała rozwój nowej gałęzi w sztuce, pełniącej funkcję użytkową. Narzędzia, które wówczas tworzyli charakteryzowały się wysoce rozwiniętą precyzją wykonania. Wiązało się to głównie z ogromną zręcznością ich dłoni oraz w znacznym stopniu rozwiniętą wyobraźnią. Jednak dla historyków sztuki, kulturoznawców i antropologów kultury, najciekawszym rozdziałem twórczości tego okresu jest sztuka pełniąca nie tylko funkcję użytkową, ale głównie funkcję o charakterze dekoracyjnym. Wykorzystywane motywy ornamentalne były różne – abstrakcyjne, organiczne, figuratywne. Jednak zawsze, bez żadnej aberracji, ornament był kompozycją rytmiczną, otwartą, niekiedy o przebiegu pasowym lub symetrycznych. Największym odkryciem tego okresu, był wynalazek przetwarzania metalu – wydobywanie, wytop miedzi, złota, srebra i ołowiu. Metale te służyły przede wszystkim do wyrobu przedmiotów zbytku lub ozdób, stanowiących oznakę bogactwa i władzy. Ponadto przedmioty stanowiły nieodłączny element sakralny związany z kultem solarnym. Przedmioty były oznaką znacznego prestiżu, dlatego też wodzów chowano w otoczeniu naczyń wykonanych z czystego srebra, złotych naszyjników, sztyletów ze złotymi gwoździami.[1]

Wytwarzanie przedmiotów o charakterze użytkowym osiągnęło swoje apogeum wśród greków. Ach, jak ja bym chciała oglądać wszystkie te brzuchate wazy, które w tak krótkim czasie osiągnęły najwyższy poziom artystyczny. Potrafię sobie wyobrazić fantastyczne ornamenty inspirowane naturą, oparte na motywach liści palmowych i kwiatach lotosu. Wazy małe, pękate, smukłe, proste i długie, brzuchate i niskie… jakże wzbudzają we mnie fascynację, doprowadzając do gorączki.

Kiedy o nich myślę oczami wyobraźni przenoszę się w odległe czasy, gdzie ciepły klimatyczny wiatr porusza włosy a słońce otula najdrobniejsze pory skóry. Jest to miejsce wytworne, w którym wiedzie się atrakcyjne życie. Można w nim poruszać debaty filozoficzne łączące poglądy estetyczne z matematyką. To świat zupełnie inny od współczesnego, to świat przepełniony sztuką pełniącą funkcję ideałową, użytkową, estetyczną i moralną. Chciałabym wraz z Sokratesem bujać się w wiklinowym koszu ponad głowami i rozprawiać na temat piękna określającego przedmioty, budowle sakralne, opisującego doskonałe proporcje ciała młodzieńców, ale też piękna związanego z pięknem duchowym, płynącego z wnętrza.

Amfora, zjawisko niezwykle osobliwe. Jeszcze kilka lat temu kojarzyło mi się wyłącznie z olejkiem kamforowym o charakterystycznym cynamonowy zapachu połączonym z nutą cytrusowo-miętowej woni. Nic bardziej mylnego. Otóż amfora to smukłe, wysokie naczynie służce do przechowywania cennej oliwy z oliwek, winna z najlepszej uprawy winogron bądź najdoskonalszego jakościowo miodu. Ponadto amforę wypełnioną oliwą wykorzystywano jako nagrodę dla zwycięzców igrzysk olimpijskich. Ciekawską tych waz jest fakt, iż były one produkowane wyłącznie w stylu czarnofiguralnym. Wykonane na wazach dekoracje zawsze przedstawiały boginię piękna, Atenę, z drugiej zaś dyscyplinę sportową w jakiej brał udział zwycięski ateńczyk.[2]

Kiedy mieszkałam w Płocku wydawało mi się, iż to miasto jest czymś w rodzaju fatamorgany zbudowanej z zaułków i alei, gdzie spacerując można było się cofnąć w czasie o kilkanaście lat. To historyczne miasto, w którym minione lata zlewały się jak mglista akwarela, nie wiadomo co było fikcją, a co należało do rzeczywistości. W czasie długich spacerów czułam się wolna. Bardzo często nogi same prowadziły mnie do Muzeum Secesji, znajdującego się pośród gotycką katedrą, a szeregiem nowoczesnych, szklanych banków. Kiedy wchodziłam do środka, rozgrywały się przeróżne historie. Całe dnie spędzałam w salach tego ogromnego muzeum wypełnionego przedmiotami przepychu i przybytku. Jak okiem sięgnąć wszystko falowało, płynęło. Świat wirował niczym włosy poruszane przez szeleszczący wiatr. Taka właśnie była secesja – linearna, organiczna, finezyjna. Wewnątrz galerii sączyło się mętne, żółtawe światło, oświetlające eksponaty. Wnętrze wyglądało jak ogromna willa. Każda sala przygotowana na kształt zamieszkałego domu, w którym znajdowało się kilkanaście pokoi dziennych, co najmniej dwa salony, jadalnie i pokoje dziecięce. Kilkadziesiąt przedmiotów pobłyskiwało w trwodze, zachęcając do wspólnej wyprawy w czasie.

To właśnie nurt secesji przepełnił życie codzienne sztuką. „Zainteresowany był życiem biologicznym i jego materialnymi przejawami, a równocześnie stanami duchowymi i mistycyzmem. Zachwycał się formami natury, rośliną, ale i maszyną, z której umiał korzystać. Odrodził rzemiosło, tę najbardziej praktyczną ze sztuk (…). Głosił estetyzm, uwielbiał piękno szlachetnych powierzchni, był sztuką pogodnej radości zmysłowej, ale także żył stanami emocjonalnymi, drążył w głąb psychiki ludzkiej, wyrażając jej stany drastyczną, ekspresjonistyczną formą. (…) Jest to sztuka bez uprzedzeń, pełna prostoty, jak pierwotny, bezpośredni, szczery język plastyczny dziecka.”[3]

Byłam w stanie kilka godzin błądzić po labiryncie pięknych przedmiotów, nad którymi unosiła się woń upływu czasu i kurzu. Zerkałam na dobrze zakonserwowane meble, dywany, przecudne wazony, lustra, grzebienie czy spinki do włosów. Znajdowały się również przedmioty takie, których nie byłam w stanie niczemu przyporządkować. „Takie wynalazki jak telefon, pośpiech czy zegarek na rękę okazywały się futurystycznymi anachronizmami.”[4]

Obiekt moich westchnień to masywny zegar wykonany z bukowego drewna ozdobiony Bóg wie iloma finezyjnymi, linearnymi zakrętasami. Już sama wskazówka stanowiła cudo nad cudami, była dla mnie okazem rzemieślniczego szaleństwa pomieszanego ze złotym blaskiem. W głębi ducha marzyłam o tym, aby posiadać taki zegar. Wierzyłam, że dzięki niemu byłabym najbardziej punktualną osobą na świecie.

Wnętrza secesyjne pełne były linii prostych, kształtów geometrycznych, form monumentalnych, o kształtach doskonale wyważonych. Wszelkie przedmioty znajdujące się tam mimo, iż zachwycały swoimi kształtami, to były niezwykle niefunkcjonalne. Przedmioty powstałe w tym czasie, a w szczególności meble zadziwiały ozdobnością, kolorystyką, lecz były szalenie niewygodne. Okazale prezentowały się wszelkiego typu kredensy, które swoją obfitością kształtów dominowały nad pozostałym nieco skromniejszym umeblowaniem. Artysta, który wytwarzał te wspaniałe eksponaty musiał być przede wszystkim wybitnym rzemieślnikiem, skoro w ujmujący serce sposób zadbał o najdrobniejszy element dekoracyjny. W tamtych czasach taki kredens stanowił o niezwykłej zamożności gospodarzy, był synonimem luksusu i przybytku. To właśnie w jego wnętrzu skrywały się wszelkie kosztowności – najdroższa porcelana czy zastawa stołowa wykonana ze szlachetnego srebra.

Moim zdaniem, wiek XIX w sposób szczególny przyczynił się do opracowania nowej techniki obróbki drewna, dzięki czemu powstałe w tym czasie przedmioty powszechnego użytku, liczne sprzęty domowe, charakteryzowały się poczuciem wyszukanego smaku pełnego elegancji. Nowa metoda pozwoliła na wykorzystanie naturalnych właściwości tworzywa, co przyczyniło się do wytwarzania przedmiotów miękkich w formie oraz przejrzystych w samej strukturze.[5]

Kiedy pomyślę o tych wszystkich zapomnianych przedmiotach, na które w pędzie życia i rozwijającej się technologii nikt nie zwraca uwagi, wówczas myśli, które mnie nachodzą dotyczą przemijania i śmierci. Wszystko co mnie w tej chwili otacza, półki z książkami, srebrny czajnik z zadartym noskiem, kosmaty dywan, fotele na krzywych nogach, szklane okna po których spływają łzy deszczu, wszelkie budowle… straciło na znaczeniu, tylko świat dalej będzie istniał i czas będzie trwał.

Gdziekolwiek nie spojrzę znajdują się wspaniałe przedmioty, których kiedyś może nie być, wówczas staną się zamkniętą historią. Czasami zwykła roztłuczona na podłodze szklanka jest zapowiedzią jakiegoś końca.

[1] Barbara Osińska, Sztuka i czas – od prehistorii do rokoka, Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne Spółka Akcyjna, Warszawa 2004, s. 14-20

[2] Praca zbiorowa, Encyklopedia sztuki starożytnej, Warszawskie Wydawnictwo Literackie Muza S.A., Warszawa 1998, s.456

[3] Barbara Osińska, Sztuka i czas… op. cit., s. 124

[4] Carlos Ruiz Zafon, Cień wiatru, Warszawskie Wydawnictwo Literackie Muza S.A., Warszawa 2005, s. 9

[5] Fahr-Becker Gabriele, Secesja, Wydawnictwo Konemann, Warszawa 2007, s. 112-136

 

XOXO

Małgorzata