Przedmioty żyją wokół mnie swoim cichym i posłusznym życiem. Stają się niemymi świadkami historii, wszelkich wzlotów i upadków. Niekiedy odrzucone i zapomniane spoczywają na długo w nieodkrytych miejscach. Jednak po czasie, gdzieś przypadkiem odkopane, znalezione, trafiają przed sztalugi. Wówczas na obrazach zaczynają żyć na nowo, jest to życie po życiu.
Wybór prezentowanych przeze mnie przedmiotów nie jest kwestią przypadku. Starałam się sięgać po nie rozmyślnie, wedle zamierzonego planu, kierując się wizją artystyczną obrazu. Tematem moich płócien są przedmioty zwykłe, codzienne i proste – szklane butelki, fajansowe talerze, cynowe łyżki, porcelanowe misy… etc., ustawione starannie na rozległej powierzchni stołu. Jeśli zdarzy mi się malować owoce, to są to przede wszystkim soczyste, błyszczące cytrusy.
Podobnie jak u wielkich mistrzów martwej natury, tak i u mnie rzeczy przyziemne nabierają świetlistości, momentami stają się znacznie lżejsze niż są w rzeczywistości, nienaturalnie delikatne. Może to wynikać z pewnego rodzaju strachu przed kruchością świata, nietrwałością rzeczy. Co więcej moje spojrzenie jest chłodne, porządkujące, odarte z emocji, które w żaden sposób nie przedostają się na powierzchnię płótna. Nie chciałam, aby moje emocje były czytelne na obrazie, staram się raczej wyzwolić pewne uczucia w widzu.
Martwe natury, to swoiste inscenizacje – przedstawienie naczyń i sztućców, misternie rozgrywane na wielkim blacie stołu. Grupuje je, to znów rozstawiam w szerokich odstępach, niczym postaci na scenie teatralnej. Do zwykle ściszonej narracji złożonej z elementów realistycznych, wprowadzam nagle mocniejszy akcent. Jest to zwykle tajemniczy przedmiot, namalowany zupełnie płaską plamą barwną. Tego rodzaju zabieg stanowi zarówno element zaskoczenia, jak i dodatkowo wzbogaca kompozycję.
Ubóstwu przedmiotów towarzyszy asceza w zastosowaniu koloru. Posługuje się ograniczoną paletą bieli, szarości, ugrów i czerni. Kolor pozostaje wyrafinowany i ascetyczny. Służy obrazowaniu przestrzeni i iluzji. Jednak pod jedną wybraną tonacją kryje się cała gama odcieni, zawsze o jednolitym natężeniu, co nadaje obrazom wyraz spokoju i ciszy skłaniającej do długotrwałej kontemplacji.
Mój kolor jest skromny i powściągliwy, bliski metafizycznej prostocie. I właśnie ta surowość według mnie nadaje obrazom charakterystyczną aurę niepokoju, którą potęgują wyobcowane z tła przedmioty.
Moim zadaniem jako artysty jest obserwować i widzieć. Mam tu na myśli pewnego rodzaju wrażliwość opartą na dostrzeganiu piękna w każdej rzeczy, nawet tej najbardziej zwykłej, banalnej. Patrzyłam i niby widziałam coś oczywistego, lecz wielokrotnie odnosiłam wrażenie, że widzę tą rzecz, ten przedmioty pierwszy raz w życiu. Zawsze od nowa, patrzeć niczym dziecko na rzeczy, które trwają od zawsze, lecz jeszcze nikt ich nie wyraził.
Dlatego moje realizacje malarskie mają przede wszystkim charakter poznawczy, gdyż za pomocą obrazów, próbowałam się zmierzyć z codziennością, życiem oraz bezpowrotną utratą czasu. Z tego względu cykl martwych natur stał się malarską metaforą prawdy o człowieku. Oprócz tego, można powiedzieć, że jest formą opowieści o pustce, wyciszeniu i kontemplacyjnym bezruchu.
Koncepcja, którą przyjęłam zakładała rozwijanie mojej myśli w szerszym kontekście malarskich wypowiedzi, w formie cyklu monochromatycznych obrazów. Poprzednie doświadczenia malarskie oraz eksperymenty z kolorem, doprowadziły mnie w sposób naturalny ku potrzebie znalezienia nowych rozwiązań w odcieniach szarości. Za pretekst do zabawy z formą posłużyły mi geometryczne kształty linii. Pomimo realnego ujęcia tematu płótna nasycone są poetyką i tajemniczością. Co więcej w moich obrazach pojawia się afirmacja współczesności, uzyskana dzięki prostocie, surowości zwartych form.
Podstawowym założeniem moich malarskich dociekań jest naturalna potrzeba wyjścia poza przestrzeń pojedynczego obrazu. Podczas pracy nad martwymi naturami, starałam się myśleć o obrazach cyklami. Moje malarstwo powstało przede wszystkim z regularnej pracy, z tego co działo się ze mną. Rozwijam je poprzez częste wracanie do tych samych płócien. Dokładałam, ujmowałam, przechodziłam od mocnych zagęszczeń farb do gładkich, najdelikatniejszych plam. Jest więc sumą doświadczeń, wrażliwości i refleksji, złożonym procesem przemiany myśli w materię. Jest nade wszystko rodzajem pasji absolutnej, subiektywnym postrzeganiem rzeczywistości.
Martwa natura jest dla mnie gatunkiem malarstwa, w którym malarz uwalnia się spod presji wywieranej przez nadmiar otaczających go przedmiotów, dokonując wyboru tych jedynie, które w jakiś sposób urzekły jego malarskie oko – swoim kształtem, barwą czy materią. W chwili gdy oglądam albumy z reprodukcjami obrazów, dostrzegam jak przez wieki zmieniało się podejście artystów, jak ogromna jest różnorodność malarskiej wypowiedzi artystów uprawiających ten gatunek.
W swoich poszukiwaniach z rozmysłem dobrałam swoich poprzedników w dziejach historii sztuki. Łatwo ich wskazać, gdyż nie ma ich wielu. Zainspirowali mnie przede wszystkim Giorgio Morandi (1890 – 1964), Janusz Kaczmarski (1931 – 2009) oraz Henk Helmantel (1945).
O co naprawdę chodzi w tych martwych naturach? Czy patrzymy tylko na dzbanek, miski, sztućce i stół? Wszyscy potrzebujemy czasu, aby to zrozumieć…
.