O Nikodemie

Nikodem trafił do mojego domu w 2016 roku. Był mały, wychudzony, bardzo brudny, z szorstkim w dotyku futerkiem i z raną z boku mizernego ciała, wyglądał na kociaka, a był dorosłym już Kocurem.  Razem z M. jechaliśmy wówczas na zakupy w deszczowy, zimny i mglisty wieczór. M. nagle zatrzymał samochód, wysiadł i zawołał dwa razy kici, kici, po chwili miał czarnego kota w swoich ramionach. Posadził go na tylnym siedzeniu, kot zaczął wspinać się za siedzeniem, by po chwili znaleźć się na brązowo – niebieskiej czapce głośno przy tym mrucząc i ugniatając łapkami. W domu czekała kotka Rosa, chyba chciała być jedynaczką, gdyż jak zobaczyła drugiego czarnego kota to szybko uciekła pod łóżko. Z czasem dogadali się, potrafili razem spać w wygodnym fotelu, biegać po mieszkaniu i skakać na lodówkę oraz wysokość szafy.

Nikodemik od pierwszego dnia jaki pojawił się w domu kochał jeść. Początkowo nie jadł, tylko pochłaniał pokarm jak odkurzacz, wrzucał w siebie kolejne porcje jakby zrzucać do piwnicy kawałki węgla z ogromenj szufli. Nie był nigdy wybredny, chociaż miał swoje ulubione smaki zarówno mokrej karmy jak i chrupek. Bywało, że podkradał Rosie i następnie Marcysi, gdy została przygarnięta kilka lat później. Ponadto był bardzo żywiołowy! Jak był młodym Kocurem to wszędzie było go pełno, chwila nieuwagi i kolejna filiżanka z herbatą została strącona z blatu stołu, aby rozbić się na podłodze na milion kawałków. Stłukł kilka wazonów, ulubionych kubków oraz sporych rozmiarów figurę Dawida, która była pamiątką po Babci. Najwięcej szalał z Kotką Marcysią, a gdy już nie miał ani siły ani ochoty na kocie harce to chował się pod pufę w salonie albo ukrywał się pod łóżkiem w sypialni.

Jako kot niewychodzący poznał kawałek świata. Był kilka razy na spacerze po śniegu, śmiesznie przeskakiwał wielkie, śnieżne zaspy i obwąchiwał każdy centymetr pokrytego białym puchem trawnika. Oprócz tego razem z M. zabraliśmy go na plażę w Serocku. Z biegiem lat uważam, że nie był to dobry pomysł, gdyż mógł się wystraszyć psów czy spacerujących ludzi i zerwać się z szelek. Ponadto mój puchaty Przyjaciel obserwował świat przez okno oraz z balkonu wygrzewając się w ciepłych promieniach słońca, gdzie przyjemny wiatr muskał każde pasmo sierści na jego ciele. Uwielbiał oglądać kocią telewizję, szczególnie jego uwagę przykuwały różne gatunki ptaków oraz wiewiórki. Raz miała miejsce dosyć śmieszna sytuacja, gdzie Nikodem postanowił balkonem przejść do sąsiadów. Rozłożył się u nich w mieszkaniu na kanapie. Wylegiwanie się w obcym domu nie trwało jednak długo, ponieważ po chwili było słychać głośny krzyk dziewczynki „Mamo tu jest jakiś kot!.” 

Z Nikodemem byliśmy razem przez prawie 10 lat, pięknych lat, wypełnionych miłością, mruczeniem i ciepłem. Z całych sił chciałam mu dać piękne życie, najzdrowsze i najpyszniejsze jedzenie oraz ogrom przestrzeni w domu. Pokonaliśmy wspólnie niejedną chorobę, ale tej ostatniej niestety się nie udało. Strasznie nie lubił wizyt u weterynarzy, za każdym razem jakiekolwiek badanie kończyło się ogromnym krzykiem, biciem pazurami i gryzieniem do krwi. Oczywiście byli lekarze, którzy mieli do niego podejście, cierpliwość i otwarte serce. Od kilku lat miał zmianę oka, co spowodowało, że oczko było mniejsze oraz przebarwione na czarno. Nie przeszkadzało mu to w życiu i codziennym funkcjonowaniu. Myślałam, że ogólnie był dobrego zdrowia, tymbardziej, że kilka miesięcy wcześniej miał wykonane szczegółowe badania z panelu geriatrycznego. Niestety zmarł 22 października z powodu ostrej formy niewydolności trzustki. Walczył dopóki było słychać melodię serca.

Kocur Nikodem był niezwykle towarzyski, nie bał się nikogo, witał w progu drzwi każdego – listonosza, kuriera, sąsiadów, całą rodzinę czy znajomych i bez oporów zaglądał do cudzych toreb. Niuniek był bardzo ciepły, rozgrzewający, poprawiający nastrój, mruszący… Bardzo lubił przebywać wśród ludzi, przytulać się, wchodzić na kolana, sam się dopraszał, aby wziąć go na ręce. Nawet na swoje legowisko wybierał sobie ludzie stopy oraz ramiona. Doskonale grzał w czasie zimy. Nikodem był słońcem, które świeciło nawet w pochmurny dzień, dawał nadzieję, że mimo trudności i zakrętów w życiu prywatnym, wszystko się ułoży. Kochał człowieka i swój róg na szarej kanapie. Razem obejrzeliśmy milion seriali popijając przy tym gorącą herbatę. Zostawił pustkę i ciszę w mieszkaniu… Wiem, że kiedyś się jeszcze spotkamy w lepszym miejscu. Nigdy o nim nie zapomnę. Wykonałam z jego wizerunkiem kolaż cyfrowy w odcieniach beżu, fioletu i akcentu koloru pomarańczowego, niosący tytuł It’s all in your heart, będzie wisiał oprawiony w ramkę w sypialni obok łóżka.

.

Nie byłeś tylko kotem, ale rodziną!

Do zobaczenia Przyjacielu,

Dodaj komentarz